poniedziałek, 25 listopada 2013

HRC !!!!!

Koncert w Hard Rock Cafe otrzymuje chyba opinię najlepszego koncertu Afromental od wielu fanów. Przypadek? Nie sądzę. Posty, zdjęcia i inne wpisy umieszczane na facebook'u przez Afrorodzinę tylko mogą to potrwierdzić! Jako spotkanie z przyjaciółmi i Afrochłopakami zapisał się w mojej pamięci jako jedno z najwspanialszych wydarzeń! 

Aby dotrzeć do polskiej stolicy z domu musiałam wyjść już przed 15 w poniedziałek, zaś na miejscu byłam we wtorek przed 12. Po drodze zaliczyłam kilka ciekawych miejscowości, między innymi Witkowo, które bardzo serdecznie polecam. Bardzo przemili mieszkańcy, którym właśnie teraz ślę pozdrowienia.

Między 8:00 a 9:00, we wtorkowy poranek wraz z kumpelą udałyśmy się na dworzec PKP. Podróż zleciała nam na rozmowach o Afromental, o koncercie i o tym, jak dużo zrobiłyśmy, żeby tam jechać. 

Na miejscu, jak już wspomniałam, byłyśmy przed 12. Postanowiłyśmy, że pójdziemy sobie zobaczyć do HRC. Akurat się trafiło, że supporterzy Afromental - Mama Selita - mieli próbę. Przyjemnie słuchało się rock'owych dźwięków wydobywających się z sali, do której niestety nie mogłyśmy wejść. Spotkałyśmy po drodze Andrzeja z AC i Adama, miło było widzieć ich twarze. Od razu poczułyśmy przedsmak koncertu, no ale niestety, godziny ciągnęły się nieubłaganie. Podczas czekania przeżyłyśmy kilka przygód, zszargałyśmy sobie trochę nerwów i być może straciłyśmy szansę życia, no ale przy tym można tylko gdybać.

Spędziłyśmy trochę czasu w HRC, trochę na ulicy i trochę w Złotych Tarasach. Godziny mijały a my zniecierpliwione odliczałyśmy każdą minutę do koncertu.

Na szczęście dochodziła już 17, postanowiłyśmy wrócić do Hard Rock'a i zająć sobie miejsca jak najbliżej sceny. Niestety, nie mogłyśmy do niej nawet podejść, ponieważ przeszkadzałybyśmy gościom. Po kilku minutach zaczęli się już schodzić fani, z którymi się zintegrowałyśmy, jak przystało. Mijając kilka przeszkód dotarłyśmy pod scenę.

Najpierw support, czyli wspomniany już zespół Mama Selita. Moim zdaniem bardzo dobra rozgrzewka przed dużą dawką Afroenergii. 

No to może teraz do samego koncertu...
OGIEŃ! MOC! ENERGIA! 


Już mi słów brakuje, tak bardzo było to dobre, w każdym znaczeniu tego słowa. Zaskakująco nowe wersje piosenek, super goście, amerykański Wozzo, voice'owi Tomson i Baron, oraz niezmienni, ale jakże wspaniali Śniady, Torres, Dziamas i Lajan. 

Po koncercie przyszedł czas na rozmowy, autografy, zdjęcia i inne miłe rzeczy. Spotkałyśmy dużo znajomych twarzy, np. z TVOP, rozmowy z Michałem i Ernestem uważam za udane. Jedyne co mi się nie podobało to sposób w jaki Chłopaki rozdawali autografy, no ale cóż. 

Po jakże emocjonującym koncercie, przyszedł czas na powrót do domu... Niestety, szara rzeczywistość powraca... I pomyśleć, że na kolejne spotkanie trzeba czekać ponad miesiąc :( 

~ Afrodirty. 


PS. w najbliższzym czasie powstawiam fotki.
PS2. trzymajcie kciuku, w tym tygodniu mam próbne matury -.- 

PS3. Kto z Was jedzie do Wawy na finał TVOP? 

peace, love.