czwartek, 19 czerwca 2014

#16 Poznań

Decyzja o pojechaniu na koncert Afro w Poznaniu nie była trudna. Gdy przypomniałam sobie, co działo się rok temu w tym samym mieście i klubie Eskulap, nie było innej możliwości. Był to mój pierwszy koncert, prędzej zawsze miałam jakieś towarzystwo w postaci znajomych czy innych fanów. Ale też wiedziałam, że na miejscu spotkam ludzi, których znam.
Dwa dni prędzej pojechałam kupić bilet na busa. Pan, który mi go sprzedawał okazał się dość miły, ale również zdziwiony. 
- A co tam się takiego dzieje, że jedziesz tylko na kilka godzin? Jakiś koncert?
- Tak - odpowiedziałam mu i pomyślałam, że odpuści... 
- Jaki? 
- Afromental. 
- A, to nie znam.
- Bo to nie pana pokolenie - mądra ja. Szybko się zamknęłam widząc minę sprzedawcy. Oczywiście na koniec życzył miłej zabawy. Wiem, mogłam być milsza. Cóż. 
Nadszedł dzień koncertu. Oczywiście ledwo zdążyłam na odjazd. Weszłam do środka, wybrałam sobie jakieś siedzenie, rozłożyłam się i niezwłocznie weszłam na facebook'a, aby dodać posta. Przeglądając tablicę natrafiłam na posta jednej z fanek, z którą znamy się dość dobrze. Post Klaudii mówił o tym, że wybiera się ona do Poznania na koncert. Nie czekając na nic, napisałam do niej zwykłe 'co tam?'. Od słowa do słowa okazało się, że razem z Ewą również jadą na koncert, a co więcej, są w tym samym busie. Moje zdziwienie było większe nić kiedykolwiek. Potem jeszcze miałyśmy problem z toaletą, która się zatrzasnęła, no i jak zwykle nie mogłyśmy trafić na miejsce bez błądzenia. Po zbędnych kilometrach doszłyśmy na miejsce Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie miał odbyć się koncert chłopaków. Przywitałyśmy się z fankami, z którymi miałam spotkać się na miejscu. Na scenie zauważyłyśmy rozłożony sprzęt przez jak zawsze niezawodne AC. Torres już po jakimś czasie zaczął testować swoje nowe bębny. I było bardzo fajnie ;D ale niestety, to co dobre - nie trwa wiecznie. Zaczęło padać. Poszłyśmy się schować pod jakieś parasole, po jakimś czasie na szczęście zaczęło się przejaśniać. Po kilku spacerach do toalety i sklepów, czas, który pozostał do wyjścia Chłopaków, skrócił się do minimum. Przed Bombą prowadzący próbował zabawiać publiczność, ale moim zdaniem wypadł bardzo blado na tle późniejszego koncertu naszego Afro.
W końcu doczekaliśmy się wyjścia Chłopaków. Jak zwykle moc i energia od samego początku. Afrokoncert to miejsce, gdzie człowiek pokonuje swoje bariery fizyczne, serio. Nigdzie indziej nie dałabym rady skakać i drzec się przez 2 godziny. Piosenki jak zwykle wspaniałe wykonane
wykonane. I jak zwykle na zwrotce Wozza w "It's my life" pojawia się wzruszenie, nie lubię jak Wojtas śpiewa czy opowiada o swoim tacie, to smutne. Za to przy "Naughty by danger" pojawiło się mega zadowolenie. Od wydania Bomby czekałam na koncertowe wykonanie. I doczekałem się. Moja radość po prostu sięgała zenitu. Jeśli mi nie wierzycie, możecie zapytać się Dagi, na pewno Wam to potwierdzi. Oczywiście "Bootycall" i solówa Alka rozwaliła system. Reszta piosenek również ekstra. Po koncercie przyszedł czas na ogarnięcie siebie i należyte przywitanie Chłopaków. Ja udałam się do toalety, gdy wychodziłam, dziewczyny zaczęły się drzeć:
- Szybciej!!! Alek idzie! No chodź!! - wołały do mnie. Myślały, że się wkręcę, że właśnie przyszedł Baron. O nie... Nie ze mną takie numery. Oczywiście dla beki zaczęłam biec, ale po drodze zgubiłam połowę rzeczy, co ostudziło niestety trochę mój zapał, a jednocześnie uciechę dziewczyn. WREDNE SZUJE.
Po jakimś czasie wyszli do nas Chłopaki. Luźne rozmowy, kilkanaście fotek i mile spędzony czas dzięki małej ilości ludzi to coś co Afrogang lubi najbardziej.

  • Torres, któremu przekrzywił się kołnierz. Przemiła Klaudia w swojej uroczej naturze poprawiła go Mu, ale on niestety nie podziękował... nawet nie poczuł. UPS. Biedaczek.  
  • Tomson, który jak zwykle jest do wszystkiego entuzjastycznie nastawiony. "Czy to już koniec?" - zapytał przy ostatniej osobie, która chciała od Niego autograf. Oczywiście nie, bo ja - jak to ja - nigdy do końca zadowolona - powiedziałam, że chciałabym jeszcze fotkę. "Ale już zrobiliśmy" - odpowiedział. "No ale ja bym chciała jeszcze,, bo tamte nie wyszły". "No to przyjedźcie jutro". "Ale my nie damy rady, bo jesteśmy aż z Gdyni". "Ohhh, no dobrze". UDAŁO SIĘ! 
  • Klaudia, o której juz wspominałam, zawsze chciała zapytać Wozza o wielkość Jego tuneli, tylko, że zawsze zapominała. Gdy Wozzo wyszedł do nas, Ewa, aby przypomnieć o tym Klaudii, krzyczy: "Zapytaj, ile ma milimetrów". Okazało się, że 8 :D super :D
  • Przyszedł czas na Śniadego. "Bartek, tylko się ładnie uśmiechnij" - powiedziałam, a on z udawanym oburzeniem odpowiedział: "Nikt nie będzie mi mówić, co mam robić. Teraz zoabczysz" :p Zdjęcie wyszło najlepiej na świecie, z resztą jak zawsze. 
  • Baron również pod koniec zapytał, czy ktoś coś jeszcze. No to ja nie czekając na nic, wyciągnęłam przed siebie kartkę, aby się podpisał. Alek: "A ok" Wydawało mi się, że tak jak chciałam, zamierza się podpisać. Ale on wypowiadając zdanie "Zabawmy się w zabawę" zaczął mnie gryzdać po paznokciu. TAK.
Tak oto wszystko dobiegło końca. Nie licząc tego, że:
- cały Poznań wie, że Ewa ma ładne zdjęcie z Tomkiem. 
- prawie spóźniłyśmy się na powrotengo busa. 
- zostawiłam tam część swojego kosmetyku.
- Kaludia leżała na chodniku jak pani z plakatu.
- poznałyśmy Sebę, który tak naprawdę nie istnieje. 
- ludzie mieli nas dość i nie chcieli z nami rozmawiać.

To chyba byłoby na tyle. Zapraszam również na króką fotorelację do zakładki "GALERIA". 
Nastepny kierunek: REDA

~Afrodirty.





4 komentarze:

  1. ale super opowiedziane ! Żałuję , że nie bylo mnie tam razem z Wami :( a juz szczegolnje z Klaudią! Moglabys zdradzic jej nazwisko ? Musze ją poznać!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzi o tą Klaudię, co teraz jest z Wojtkiem ? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Klaudia debilu!
    Ew.

    OdpowiedzUsuń