Na początku maja, jeszcze przed
maturami (tak na poprawę humoru xD) kupiłyśmy z koleżankami
bilety na koncert Afromental w Olsztynie. Od tego czasu nie mogłam
się już doczekać i wykreślałam dni w kalendarzu. Wreszcie
nadszedł dzień w którym miałyśmy wyjechać- 8.07. Niestety z
mojego miasta nie ma bezpośredniego połączenia z Olsztynem, więc
musiałyśmy się przesiąść w mieście oddalonym o jakieś 50 km.
Po męczącej podróży dotarłyśmy na dworzec zachodni w Olsztynie,
poszłyśmy na przystanek mpk, a po ok. 10 minutach byłyśmy już w
pensjonacie w którym miałyśmy się zatrzymać. Była dosyć
wczesna godzina, więc postanowiłyśmy skorzystać z uroków
okolicy, czyli sporej ilości jezior :D. W dzień koncertu obudziłam
się o godzinie 8., jak na mnie to baaardzo wczesna pora, ale emocje
nie dawały mi dłużej spać. Stwierdziłyśmy, że przed koncertem
zwiedzimy centrum miasta... a dokładniej CH Alfa xD. Przed godziną
19. byłyśmy przed amfiteatrem, dziewczyny już się zbierały przed
wejściem, ale my chciałyśmy wypić piwo i padło na bar tuż obok. Po jakichś 20 minutach usłyszałam, że już
wpuszczają. Dopiłyśmy szybko piwa i ustawiłyśmy się w kolejce.
Pod samą sceną było już sporo osób, dlatego też zajęłyśmy
miejsca w 4. rzędzie, żeby wszystko lepiej widzieć. Koncert zaczął
się o 20.15. Bomba wybuchła, a ja po raz drugi tego dnia (pierwszy
raz jak byłam w Douglasie xD) znalazłam się w raju :D. Wkoło nas
było bardzo dużo starszych osób oraz małych dzieci, co strasznie
mnie dziwiło, no ale tak to jest jak zna się tylko Pray 4 love i
przychodzi na koncert z nastawieniem, że będzie on taki jak ta
piosenka (w tym miejscu pozdrawiam bardzo serdecznie około 75 letnią
panią, która wyszła w połowie koncertu z miną „are you fucking
kidding me?!”)... Przez prawie cały koncert siedziałam na ławce,
bo za mną byli ludzie, którzy by mnie zabili gdybym wstała i
zaczęła skakać... Ale nie przeszkodziło mi to w ruszaniu się i
wydzieraniu na całe gardło, co nawet zauważył Grizzlee i zaczął
się ze mnie śmiać, swoją drogą, to musiało naprawdę dziwnie
wyglądać xD. Pod koniec koncertu już nie wytrzymałam w pozycji
siedzącej i wyciągnęłam koleżankę pod samą scenę. Ku mojemu
zdziwieniu, gdy chłopacy zagrali Rise of the rage, publika oszalała,
dosłownie, wszyscy byli pod ogromnym wrażeniem tej piosenki.
Koncert skończył się po 21.30, a my już ustawiłyśmy się przy
samych barierkach w oczekiwaniu na autografy. Pierwszy wyszedł
Torres, który dostał prezent i zaczął się nim bawić i chwalić
wszystkim dookoła :D, zaraz po nim wyszli Lajan i Frenchy, a po
chwili Baron z tym swoim szarmanckim uśmiechem, a ja tylko się
rozglądałam, gdzie do cholery jest Tomson?!, on chyba zrobił na
mnie największe wrażenie podczas koncetu, jak i po nim! Potem
przyszedł do nas Dziamas, no i Tomson... nareszcie haha. Autograf
wzięty, zdjęcie zrobione, kilka słów i uśmiechy wymienione,
koleżanka kazała pozdrowić Łoza, można iść na przystanek i
wracać do pensjonatu. WAIT! Afromaiden, chyba o kimś zapomniałaś?!
Oczywiście...W naszą stronę zmierzał już Śniady, autograf,
zdjęcie. Ok, a jeszcze Grizzlee.. Nie ma, trudno... Już byłyśmy
koło wyjścia gdy zauważyłyśmy, że jednak przyszedł. No to
trzeba było się wrócić xD. W ten oto sposób mam zdjęcia,
autografy, plakat, mnóstwo wspomnień i spełnione marzenie... Ale wczoraj, siedząc na
dworcu i czekając na pociąg powrotny doszłam do wniosku, że to mi
nie wystarcza, ja chce jeszcze! Pójdziesz na jeden koncert Afro i
chcesz więcej, to po prostu uzależnia. Tak więc najprawdopodobniej
wybiorę się na koncert do Łodzi 28.07. :D. Z tego miejsca
chciałabym jeszcze raz bardzo podziękować moim dziewczynom, które
przejechały ponad 200 km pociągiem, w jedną stronę, żeby sprawić
mi przyjemność, ale wiem, że też się wkręciły w tą całą
zwariowaną AFRORODZINĘ :D.
Jeśli o czymś zapomniałam napisać,
a ktoś z Was był na tym koncercie, to piszcie swoje relacje na
naszego maila afrotorodz@gmail.com.
Jeśli byliście na innym koncercie Afro, to również czekamy na
Wasze maile! ~Afromaiden
wooow :D ale fajnieee ;))))
OdpowiedzUsuń